Dzisiaj mamy: Czwartek, 14 Sierpień 2025

10 lat butiku LoveUs. Social media, dużo kawy i relacje z klientkami – rozmowa z Karoliną Sypytkowską, założycielką marki

2025.08.13

Z dziecięcego marzenia o własnym sklepie do prężnie działającej marki modowej w e-commerce – tak w skrócie można opisać historię LoveUs.pl. Właścicielka butiku Karolina Sypytkowska w rozmowie z ecomersy.pl opowiada, jak odważyła się zrobić krok „teraz albo nigdy”, zbudowała lojalną społeczność klientek i wykorzystała social media do skalowania biznesu. Mówi też o tym, dlaczego rebranding stał się punktem zwrotnym i jak autentyczne relacje mogą być skuteczniejszą strategią sprzedaży niż niejedna kampania reklamowa. Zapraszamy do lektury!

Małgorzata Komosa, ecomersy.pl: Jak długo dojrzewała w Tobie myśl o założeniu swojego butiku? I co ostatecznie sprawiło, że powiedziałaś sobie: „teraz albo nigdy”?

Karolina Sypytkowska: Myśl o własnym butiku była ze mną właściwie od zawsze. Już jako mała dziewczynka wiedziałam, że chcę mieć swój sklep – inspirowałam się moim ojcem chrzestnym, który taki sklep prowadził. Pamiętam, jak bawiłam się w sklepik, układałam rzeczy, „obsługiwałam klientów” – to było moje dziecięce marzenie, które z wiekiem nie znikało, a dojrzewało razem ze mną. Decyzja zapadła tak naprawdę w chwili, gdy przestałam tylko marzyć, a poczułam, że jeśli nie spróbuję, to nigdy sobie tego nie wybaczę. To był ten moment – "teraz albo nigdy". I poszłam za tym głosem.

Czy miałaś wcześniej doświadczenie w branży modowej? Jak powstał pomysł założenia własnego sklepu odzieżowego?

Nie miałam wcześniejszego doświadczenia w modzie, ale zawsze miałam z nią silną więź – z jednej strony przez pasję do ubrań, stylu, wyrażania siebie, a z drugiej strony przez naturalną smykałkę do tego, co podoba się kobietom. Widziałam, że potrafię wyłapać to „coś” w kolekcjach, co później przyciągało klientki. Często, gdy odwiedzałam sklepy, przyglądałam się odzieży i myślałam, że ja zrobiłabym to inaczej. Pomysł na własny butik był dla mnie połączeniem pasji z potrzebą niezależności – chciałam stworzyć miejsce, które nie będzie tylko sklepem z ubraniami, ale przestrzenią, do której kobiety będą wracać nie tylko po sukienki, ale i po dobrą energię.

Czy Twój butik miał być początkowo jedynie sklepem stacjonarnym, czy od razu planowałaś również sprzedaż online?

Na początku był tylko sklep stacjonarny i nawet nie myślałam o sprzedaży online. To były inne czasy – media społecznościowe dopiero raczkowały, a kontakt z klientką na miejscu wydawał się jedyną właściwą drogą. Z czasem jednak, gdy zaczęłam wrzucać zdjęcia kolekcji na Facebooka, zobaczyłam, jak ogromny ma to wpływ – i wtedy zrozumiałam, że świat online może być przedłużeniem tej wyjątkowej atmosfery, którą udało mi się stworzyć w sklepie. Ale prawdziwy przełom przyniósł czas pandemii – wtedy sprzedaż online stała się nie wyborem, a koniecznością i… moim nowym początkiem.

Kim jest Klientka LoveUs? Czy Twój odbiorca zmienił się na przestrzeni lat? Czy od początku wiedziałaś, do kogo chcesz trafić?

Moja klientka to kobieta z duszą – czasem zabiegana mama, czasem businesswoman, a czasem jedna i druga jednocześnie. To kobieta, która lubi czuć się dobrze w swojej skórze i chce podkreślać to, kim jest – nie przebierając się, tylko ubierając „po swojemu” – bo moda modą, ale to Ty masz czuć się w tym dobrze. Na początku to wszystko było bardzo intuicyjne – wiedziałam, co mnie zachwyca, i wierzyłam, że inne kobiety też to poczują. Z biegiem lat klientki rosły razem z marką – zmieniały się potrzeby, styl życia, ale niezmienna pozostała ta wyjątkowa więź, która się między nami tworzy.

Jak określiłabyś rolę social mediów w prowadzeniu swojego butiku?

Social media to było moje największe odkrycie i – bez przesady – prawdziwy game changer. To dzięki nim butik z małego lokalu z jedną przymierzalnią przerodził się w miejsce, gdzie kolejki ustawiały się jeszcze przed otwarciem. Z czasem zrozumiałam, że social media to nie tylko miejsce na zdjęcia ubrań, ale przestrzeń, w której mogę być sobą, rozmawiać z klientkami, dzielić się codziennością i… budować markę, która ma twarz i serce. To dzięki nim LoveUs żyje także po godzinach pracy butiku.

Czy traktujesz swoje profile bardziej jako narzędzie reklamy, czy jako przestrzeń do budowania relacji?

Zdecydowanie jako przestrzeń do budowania relacji. Oczywiście, reklama jest częścią tego świata, ale dla mnie najważniejsze zawsze były rozmowy z klientkami, komentarze, wiadomości, ich zdjęcia w naszych ubraniach. To wszystko tworzy więź, która z czasem przeradza się w coś więcej niż tylko „zakupy” – buduje się wspólnota. Czasem mam wrażenie, że moje klientki wiedzą o mnie więcej niż znajomi ;-)

Jak ważny jest dla Ciebie bezpośredni kontakt z klientkami? Jak budujesz autentyczność w tej relacji?

To klucz. Bezpośredni kontakt z klientką to dla mnie nie tylko praca, ale też ogromna przyjemność. W LoveUs wszystko opiera się na autentyczności – ja nie gram roli właścicielki butiku, ja nią jestem. Taką, jaką jestem na co dzień: uśmiechniętą, czasem zmęczoną, zawsze szczerą. Nie buduję relacji na pokaz – odpowiadam na wiadomości, rozmawiam, pytam, słucham. Wierzę, że kobiety czują, czy coś jest prawdziwe. A ja chcę być właśnie taka – prawdziwa.

Co według Ciebie przyciąga kobiety do LoveUs – kolekcje czy właśnie relacja, jaką z nimi nawiązujesz?

Myślę, że jedno nie istnieje bez drugiego. Oczywiście – kolekcje są ważne, starannie dobierane, często zmieniane, zawsze przemyślane. Ale to relacja sprawia, że klientki wracają. One wiedzą, że po drugiej stronie jest ktoś, kto ich rozumie, kto myśli o nich przy każdym wyborze kolekcji, kto cieszy się z każdej wiadomości typu „uwielbiam tę sukienkę!”. To nie jest tylko sprzedaż – to historia, którą razem piszemy.

Jak wyglądały początki LoveUs? Czy wszystko zaczęłaś sama, czy od początku miałaś wsparcie?

Zaczynałam zupełnie sama. Obsługiwałam butik, robiłam zdjęcia, wrzucałam posty, zamawiałam lub jeździłam po towar, rozmawiałam z klientkami. To była jazda bez trzymanki, ale dawała mi niesamowitą satysfakcję. Gdy klientów przybywało, zaczęłam budować zespół. Ilość pracowników wzrosła w momencie, gdy urodziłam trzeciego syna. Ale początki były naprawdę „one woman show” – z pasją, determinacją i dużą, bardzo dużą dawką kawy.

Jak budowałaś swój zespół? Co jest dla Ciebie najważniejsze przy wyborze ludzi do współpracy?

Budując zespół, zawsze kierowałam się intuicją. Szukałam osób, które są do mnie podobne – pełnych empatii, uśmiechniętych, otwartych na ludzi. Nie chodziło tylko o kompetencje, ale o podejście, energię, serce do tej pracy. Najważniejsze było dla mnie, by klientka wchodząc do butiku, czuła się zaopiekowana i zauważona. A to tworzą ludzie – nie ubrania.

Czy łatwo było Ci oddać część odpowiedzialności, czy jesteś raczej osobą, która lubi mieć wszystko pod kontrolą?

Oj, zdecydowanie jestem z tych, co wszystko chcą robić same – typowa zosia samosia! Kontrola to była dla mnie forma bezpieczeństwa – wiedziałam, że jeśli ja coś zrobię, to będzie po mojemu. Ale w pewnym momencie zrozumiałam, że nie dam rady być wszędzie. Macierzyństwo, rozwój sklepu, codzienne obowiązki – to wszystko sprawiło, że musiałam nauczyć się odpuszczać i zaufać innym. Nie było łatwo, ale dziś wiem, że to była jedna z najważniejszych decyzji – bo zaufanie buduje zespół, a zespół buduje firmę.

Jakie były kamienie milowe w rozwoju Twojego biznesu? Jakie etapy szczególnie zapadły Ci w pamięć?

Pierwszy przełom to zdecydowanie otwarcie butiku – 4 lipca 2015 roku. To był początek spełnionego marzenia. Kolejny ważny moment to eksplozja zainteresowania, gdy zaczęłam działać w social mediach – kolejki, rozbudowa sklepu, pierwszy zespół. Trzecim, bardzo emocjonalnym etapem, była pandemia. To, że nie poddałam się i w kilka dni zbudowałam sklep online, to moment, który do dziś napędza mnie, gdy brakuje mi siły. I oczywiście – współpraca z Medializerem i rebranding. Każdy z tych kroków był trudny, ale przynosił coś dobrego.

Dlaczego zdecydowałaś się na współpracę z agencją e-commerce? Co chciałaś osiągnąć dzięki takiej współpracy? Jakie były Twoje główne cele?

Po latach pracy na własną rękę czułam, że doszłam do ściany. Próbowałam różnych firm – dużo obietnic, mało efektów. Gdy trafiłam na Medializer i porozmawiałam z Gabrielem, poczułam, że może wreszcie trafiłam na ludzi, którzy rozumieją nie tylko e-commerce, ale też mnie. Chciałam profesjonalizacji, porządku, strategii. Ale przede wszystkim kogoś, kto wejdzie w mój świat i pomoże mi z niego wyciągnąć to, co najlepsze. Dziś wiem, że to była jedna z najlepszych decyzji w mojej karierze.

Jak wspominasz rebranding? Co było dla Ciebie najtrudniejsze w tym procesie, a co najbardziej satysfakcjonujące?

Rebranding... Oj, miał wielkie, straszne oczy! :-) Na początku był strach. Bo jak to – zmienić nazwę? Przecież tyle lat pracowałam na rozpoznawalność Butiku Agrafka. Ale z perspektywy czasu wiem, że to była ogromna szansa. Najtrudniejsze było pożegnanie z tym, co dobrze znane. Ale największą satysfakcją było to, jak pozytywnie zareagowały klientki. Dostałam mnóstwo wsparcia, ciepłych słów. Nowe logo, nowy kierunek, świeża energia – wszystko zaczęło się układać. LoveUs to nie tylko nowa nazwa – to nowy rozdział, który pokochałam całym sercem.

Jak podsumowałabyś te 10 lat prowadzenia butiku?

To była jazda bez trzymanki. Były łzy, śmiech, nieprzespane noce, sukcesy, porażki, wzloty i upadki. Ale gdy dziś patrzę wstecz, czuję ogromną dumę. Z małego marzenia stworzyłam coś, co daje radość nie tylko mnie, ale też tysiącom kobiet. To nie była łatwa droga, ale każda przeszkoda czegoś mnie nauczyła. I choć czasem byłam bliska rezygnacji, zawsze coś – albo ktoś – przypominał mi, po co to robię.

Wspominając początki swojego butiku, co powiedziałabyś sobie sprzed 10 lat? Jakie rady byś sobie dała?

Powiedziałabym: „Zaufaj sobie. Dasz radę, nawet jeśli czasem będziesz miała wrażenie, że świat wali Ci się na głowę”. Dałabym sobie też pozwolenie na błędy. Bo nie musimy być idealne – ważne, żeby iść do przodu, nawet jeśli nie wszystko wychodzi za pierwszym razem. I jeszcze jedno: nie bój się prosić o pomoc. To nie jest oznaka słabości, tylko siły.

Czy były decyzje, które dziś podjęłabyś inaczej? Co byś wtedy zmieniła, mając obecną wiedzę?

Na pewno szybciej oddelegowałabym niektóre obowiązki. Zbyt długo próbowałam wszystko ogarniać sama – kosztem zdrowia, snu, rodziny. Zmieniłabym też podejście do współprac – wcześniej bardziej ufałabym swojej intuicji i nie szła za „ładnymi prezentacjami”, tylko za ludźmi, którzy mają serce do pracy. Ale nie żałuję niczego – każda z tych decyzji, nawet jeśli trudna, czegoś mnie nauczyła.

Gdzie widzisz LoveUs za kolejne 10 lat? Czy Europa może spać spokojnie? ;-)

O nie, Europa niech lepiej nie śpi spokojnie! Marzę, żeby LoveUs było marką, którą pokochają kobiety nie tylko w Polsce, ale też za granicą… Bo czemu nie? Chcę, by LoveUs rosło razem z kobietami – inspirowało, dawało radość, budowało pewność siebie. A jeśli po drodze trzeba będzie znów wywrócić wszystko do góry nogami? No to wywrócimy – i znów dam radę :-)


Karolina Sypytkowska – założycielka i właścicielka butiku LoveUs, która od dekady łączy modę z autentycznymi relacjami z klientkami. Swoją biznesową drogę zaczynała od małego sklepu stacjonarnego, który z czasem przerodził się w rozpoznawalną markę w świecie e-commerce. Z pasją i intuicją tworzy kolekcje ubrań, które pozwalają kobietom czuć się sobą i wyglądać wyjątkowo. Znana z energii, otwartości i odwagi w podejmowaniu decyzji, inspiruje do realizowania marzeń – nawet jeśli wymagają one wywrócenia wszystkiego do góry nogami.

Polecamy